Karp z glinianki, a kukurydza gotowana
Przygotowując się do połowu karpi na zbiornikach naturalnych na naszych wodach w moim przekonaniu, chcąc złowić okaz potrzebujemy poświęcić na takie wędkowanie kilka tygodni.
W naszych wodach - ponieważ są miejsca, w których nęcenie dużych karpi zajmuje godzinę podsypywania chleba. W pierwszych 15 minutach pojawiają się wzdręgi one też robią "szum" w wodzie co przywabia karpie. Po około godzinie podsypywania chleba podpływają piękne 5-20 kilogramowe okazy i zasysają zanętę z powierzchni wody, widok ten przyprawia mnie o dreszcze emocji. Miejsce wydaje się być idealne do łowienia na kulę wodną. Niestety nie próbowałem łowić tam ryb, ponieważ akwen znajduje się w parku, gdzie prawdopodobnie nie można łowić ryb, szczegółów miejsca i okolicy niestety nie znam, ponadto odległość jest znaczna i nie często bywam w Niemczech w Ober-Ramstadt.
Planując zasiadkę na karpia w naszych wodach pierwszą rzeczą, którą ustalam i której będę się trzymał przez te kilka tygodni jest znalezienie łowiska, domniemanego lub pewnego siedliska tej ryby i wybranie odpowiedniego miejsca. Ze względu, że zasiadkę, o której piszę zaplanowaną na gliniance, gdzie woda jest dość głęboka średnio 4m wybrałem miejsce ze stromym spadkiem nie wydeptanym przez wędkarzy, aby przypadkiem nie usiąść na stanowisku innego wędkarza. Stromy również był brzeg, przez co konieczne było zrobienie stanowiska tak żebym nie był widoczny dla ryb. Wybranie stanowiska, przygotowanie go do wędkowania zajęło jeden dzień.
Po przygotowaniu stanowiska zaczynam nęcenie. W pierwszym tygodniu codziennie o godzinie ok. 19.00 jadę na stanowisko i sypię zanętę kilogram do dwóch gotowanej kukurydzy. Na zbiornikach typu staw, glinianka moją ulubioną przynętą (nie tylko zanętą) na karpia jest gotowana kukurydza, czyli tym czym nęcę na to łowię. Kiedyś dodawałem zapachy np. truskawkę, ale z czasem doszedłem do wniosku że naturalna gotowana kukurydza jest najlepsza ponieważ jeżeli nie karp to inna duża ryba najprędzej bierze na "naturalke". Karpie lubią przynęty na słodko - miodowo, leszcze raczej coś bardziej ostrego np. czosnek, na amura i lina dotychczas najskuteczniejsza była "naturalka". Podsumowując: brania te właściwe mam na naturalną gotowaną kukurydzę, która jest gruba i duża przez co może zmniejsza ilość brań, ale selekcjonuje wielkość łowionych ryb. Oczywiście używam również kukurydzy z puszki, ale nie w przypadku, gdy myślę o medalowym karpiu.
Po tygodniu nęcenia zaczynam łowić. Na gliniance łowię na moją ulubiona metodę, czyli spławik z tradycyjnym zestawem. Zarzucam dwie wędki, jedną karpiówkę i odpowiedni do niej kołowrotek z żyłką 0,30mm, haczyk typowo karpiowy, drugą odległościówkę raczej delikatną o akcji 5-15g, ze względu na fakt nęcenia grubą zanętą założyłem na kołowrotek szpule z maksymalną grubością żyłki, jaką używam do tej wędki 0,20mm, przypon tej samej grubości, haczyk mocny, ale mały na jedno ziarno kukurydzy. Na cięższy zestaw zakładałem po trzy ziarna kukurydzy z odkrytym hakiem. Na zestaw delikatniejszy jedno ziarno, w którym na końcu haczyka dodatkowo wciskałem białego robaka chowającego ostrze. Pierwsze dwa dni nie przynoszą żadnego efektu są tylko skubania, na karpia może jeszcze jest za wcześnie, dlatego robię przerwę w łowieniu, pamiętając tylko o codziennym nęceniu łowiska. Na stanowisko przyjeżdżam za trzy dni, ale w moim miejscu zastaję wędkarza. Po 10 minutach rozmowy udaje mi się przekonać osobę, że poświęciłem wiele czasu, żeby przygotować łowisko, codziennie je nęcę i proszę o zmianę stanowiska, ponieważ to jest zajęte przeze mnie. Wędkarz daje się przekonać, mówi że dopiero przyszedł i jeszcze nie zanęcił, więc dobrze.
Rozłożyłem sprzęt, ale ze względu na brak brań poprzednim razem postanowiłem urozmaicić nęcenie zanętą na karpia kupioną w sklepie, robię kule zanętowe naładowane gotowaną kukurydzą.
Delikatniejszą wędkę zarzucałem na spadzie w odległości ok. metra od równego dna i ok. 5 m od brzegu z półgruntu w tym miejscu zazwyczaj były brania, co zresztą sprawdza się na wielu łowiskach o podobnym ukształtowaniu dna, mocniejszą o metr dalej, czyli na równym dnie. Minęła godzina, druga i nic. Brania zaczęły się dopiero po 20 godzinie, wielkość przynęty powodowała, że nie mogłem żadnego zaciąć, trafiłem jednak leszcza ponad 40cm. Po wyciągnięciu ryby zaś się uspokoiło.
Po około pół godzinie jest branie, spławik wpadł pod wodę. Przycięcie i jest, siedzi... Odjazd momentalnie pod drugi brzeg 50 metrów żyłki zeszło, ryby zatrzymać nie mogę wzięła na odległościówkę, na której zestaw jest bardziej leszczowy a nie karpiowy, żyłka 0,20mm wytrzymałość nieco ponad 4kg, mały haczyk, a ryba pnie do przodu - teoretycznie wszystko miałem obliczone (wyższa matematyka ;) - glinianka ma szerokość kilkadziesiąt metrów po dotarciu ryby pod drugi brzeg chwila zastopowania i chwila na zastanowienie, po czym rusza dalej... długość glinianki kilkaset metrów, więc rusza dyktator w innym kierunku - wyciągnąć resztki żyłki na długości glinianki, zaglądam na szpule żyłka mi się kończy. Próbuję torpedę zatrzymać, ale nic z tego jestem zmuszony iść za rybą wzdłuż akwenu. Na brzegu przeciskam się i przekładam wędkę między drzewami, nie dając siłaczowi ani chwili luzu, pół godziny idę za rybą zerkając na stanowisko po przejściu jakiś 100 m, teraz widzę, że ryba słabnie. Stopniowo podciągam rybę do brzegu, podbierak został na stanowisku, jeżeli mam wyciągnąć giganta muszę wrócić do stanowiska, więc przechodzę między drzewami, kilka mocnych odjazdów pod drugi brzeg, ale i po ponad godzinie powrót na stanowisko. Ryba niby osłabła, albo raczej nie ma dokąd uciec ten akwen zrobił się dla niej za mały. Kilka kolejnych odjazdów na środek, minęło pół godziny i ujrzałem bestie. Pokazała się na powierzchni, silniejsze podciągnięcie na pograniczu wytrzymałości sprzętu i złapał powietrze, teraz powinno pójść gładko. Podciągnąłem karpia pod stanowisko, ale nie daje w żaden sposób za wygraną, trzyma się cały czas toni pod brzeg nie można go podholować, zrobiło się całkiem ciemno i być może dlatego trafił po trzech godzinach holu do podbieraka, który przy podnoszeniu ryby zgiął się w pół. Karp mój gigant leży na brzegu. Pakuję rzeczy, karpia biorę, następnie ważę: masa 10,20kg 78cm długości, osiemdziesięcio centymetrowy karp.
Opuszczając stanowisko kilku wędkarzy gratuluje mi połowu. Na drugi dzień przychodząc na ryby stanowisko okazuje się zajęte i tym razem żadna rozmowa nie jest w stanie przekonać wędkarza, że przygotowałem to stanowisko i nęcę je od dwóch tygodni. Wędkarz upiera się, że on tu zawsze łowi. Cóż mogę zrobić? Przychodzę na następny dzień i następny, zawsze ktoś w tym miejscu siedzi, a gadka nie ma sensu. Morał z tych gadek może być taki, że nie tylko karp potrafi być mocny.
Przygotowanie łowiska i pierwsze właściwe branie nastąpiło po około dwóch tygodniach, to dobry wynik, wiele naturalnych miejsc wymaga dłuższego okresu na przygotowanie zanim weźmie ten nasz karp. Mimo iż stanowiskiem nie nacieszyłem się jak nie jeden raz innym, było warto. Jak mi wiadomo ustanowiłem rekord stawu i cel, jakim było złowienie dużego karpia został osiągnięty, a moja karpiowa przynęta okazała się skuteczna. Kukurydza z puszki jest dobra, ale gotowana kukurydza selekcjonuje medalowe okazy.
Wędkarstwo to prawdziwa przygoda.