Moje wędkarskie Eldorado
Dawno dawno temu w mazowieckiej krainie było sobie dwóch kolegów wędkarzy. Pewnego październikowego dnia wybrali się na rybki. W miejscowości Krakowiany jest taki ładny zbiorniczek wodny, dawny staw młyński i właśnie na nim koledzy Jacek i Zbyszek łowili sobie rybki na żywczyka, polowali na szczupaka. Niestety w tym dniu szczupaki nie podjęły współpracy z tymi dwoma wędkarzami. Po kilku godzinach koledzy zdecydowali się na powrót do domu. Zwinęli wędki, zapakowali z powrotem pozostałe żywce i wracają do domu.
Mniej więcej w połowie drogi jest taka miejscowość Rusiec przed trasa katowicką jest tam popegeerowski staw około 100 m długości i 40 m szerokości i ok 1,5 m głębokości, latem jest totalnie zarośnięty moczarką i inną wodną roślinnością a na dodatek całość pokryta jest latem grubą warstwą rzęsy wodnej i to tak grubą że w latem próbowałem zarzucić spławiczek ale nie mógł się przebić przez rzęsę. Jedziemy i patrzę a tu nie ma rzęsy, staw jest prawie czysty i da się łowić ryby. Mówię do Zbyszka zatrzymaj się zostały mi się dwa żywce to zarzucimy i zobaczymy co tu może być. Ponieważ Zbyszek miał złożone wędki a ja miałem dwuskładowy spinerek z włókna szklanego z mosiężnym łącznikiem, więc w ciągu minuty miałem założonego żywca i do wody.
Żywcowy spławik wylądował jakieś dwadzieścia metrów od brzegu i znikł po kilku sekundach z powierzchni wody, nawet fala po nim jeszcze się nie uspokoiła a już nie było go widać. Zacięcie z kija zrobił się łuk, hol i mam szczupaka ponad trzy kilogramy.
Wiecie jak to jest adrenalina wylewa się uszami ręce się trzęsą ale człowiek się od razu robi szczęśliwy i zadowolony. Szczupak do siatki ja zakładam ostatniego żywca, schodzę do brzegu i zarzucam, spławik szybuje łukiem do wody ale co to żywczyk jeszcze nie dotknął wody z której wynurza się paszcza wielkiego szczupaka i łup nie ma żywca wielki plusk nie ma żywca spławika więc natychmiast zacinam i czuje bardzo duży opór z kija zrobił się łuk prawie taki że szczytówka była 20 cm od dolnika stary DDR owski kołowrotek oddaje żyłkę 0,40 z taką prędkością, która grozi jego zapaleniem, trzymam kurczowo wędkę jestem w szoku widzę tylko jak na szpuli ubywa żyłki i za chwilę jej zabraknie, w końcu mózg mi zaskoczył i zaczynam iść a właściwie przedzierać przez wielkie pokrzywy, chaszcze i inne roślinki które za wszelką cenę nie dawały mi iść. Nagle na kiju czuję luz, błyskawicznie zwijam parę metrów żyłki i myślę wypiął się ale nie po prostu popłynął w moją stronę, znowu czuję wielki ciężar na końcu żyłki Zbyszek coś do mnie mówi ale w ogóle nie rozumiem o co mu chodzi. Po kilkunastu minutach holu wciągam do podbieraka łeb szczupaka bo reszta nie wchodzi i na brzeg dopiero teraz mogę odetchnąć. Szczupak ważył 5,7 kg i był największy jakiego do tej pory złowiłem.
Na ten dzień miałem dość wrażeń w przeciwieństwie do kolegi Zbyszka który pobiegł do samochodu znalazł wahadłówkę swojej roboty taką z 15 cm samej blachy bez kotwiczki, rozłożył swój teleskop, założył stalowy przypon i będzie spiningował. Duży zamach błystka ląduje pod drugim brzegiem Zbyszek zwinął może ze dwa metry żyłki i od razu branie, po kilku minutach zaciętej walki w podbieraku ląduje szczupak 4,20 kg.
Obaj ze Zbyszkiem jesteśmy zmęczeni zadowoleni i zastanawiamy się co to za woda, w ciągu 40 minut złapaliśmy 3 szczupaki najmniejszy trzy z haczykiem, największy prawie sześć kg. Nie możliwe żeby to były wszystkie szczupaki musi ich być znacznie więcej te które złapaliśmy stały na 300/400 m2 wody to jest 10% tego stawu, umawiamy się że przyjedziemy tu za dwa dni o świcie.
W nocy śniły mi się szczupaki giganty rzucające się na ryby jak piranie. Jak się później okazało sen był proroczy. W rano podjeżdża do mnie Zbyszek i jedziemy na nasze polowanie, mam dziesięć karasi na żywca, nasmarowany kołowrotek i jestem niesamowicie napalony na dużego szczupaka. Samochód parkujemy w krzakach żeby nie był nas widać z drogi sami przedzieramy się przez chaszcze i docieramy do wody. Przewidując mocną akcję przed zarzuceniem wędek przygotowujemy sobie stanowisko, usuwamy gałęzie pokrzywy i inne rośliny o które można się zahaczyć, następnie siadamy i zapalamy po papierosku żeby się psychicznie przygotować i uspokoić. Celebracja pierwszego rzutu trwała z 15 min. W końcu rzucamy ja w lewo Zbyszek w prawo, mój spławik przepłynął może ok. metra i znikł pod wodą, zacięcie i jest duży szczupak, teraz już bardziej profesjonalnie holuję swojego a Zbyszek swojego bo jemu wziął w tym samym czasie. Mój ma 2,7 kg Zbyszka niecałe 4 kg. Znowu spokojnie zapalamy po jednym i dyskutujemy o niesamowitej wodzie którą jak na razie mamy tylko dla siebie. Teraz decydujemy że jeden łowi a drugi czeka i podbiera. Rzucam ja, po kilkunastu sekundach mam branie, tym razem spokojnie odliczam do trzydziestu i zacinam, wyraźnie czuję że szczupak jest dużo większy od pierwszego, znowu spokojny hol, ryba jest z dziesięć metrów ode mnie i czuję że o coś się zaczepił, po prostu stanął, patrzymy ze Zbyszkiem a tu drugi szczupak ze dwa razy większy od tego który jest na wędce i żre tego mojego od ogona, Zbyszek woła ciągnij, ciągnij, ja się zapieram i ciągnę i w końcu przeciągnąłem go na swoją stronę po zważeniu okazało się że miał 4 kg, łuski w tylnej części miał zdarte prawie wszystkie.
Tego dnia umówiliśmy się że zabieramy po dwa szczupaki i że nie wygadujemy nikomu o naszej miejscówce. W ciągu następnych dwóch tygodni byliśmy tam jeszcze sześć razy za każdym razem zabieraliśmy po dwa szczupaki, najdłużej czekaliśmy na branie kilka minut najmniejszy ze złowionych szczupaków miał 1,5 kg największy 8,10 kg którego złowił Zbyszek.
Nasze Eldorado zakończyło się w połowie listopada, opadło zielsko, pokrzywy a drzewka straciły liście i zaczęło być nas widać z szosy która jest dziesięć metrów od stawu. Rankiem Zbyszkowi wziął szczupak ponad 6 kg i musiał wstać akurat przejeżdżał autobus pracowniczy z Młochowa i kierowca też wędkarz aż się zatrzymał z autobusu wylegli ludzie żeby zobaczyć wyholowana rybę Zbyszek musiał dokończyć hol i pokazać szczupala. Tego samego dnia po południu nad naszym stawem pojawiło się kilkudziesięciu wędkarzy, następnego dnia rano pojechałem na rowerze zobaczyć jak to wygląda i się zapewne domyślacie się, na stawie było 36 wędkarzy i kilkunastu gapiów. Czym prędzej wyjechałem ze łzami w oczach z tego miejsca.
Tej nocy ktoś przepiłował deski z zastawki i spuścił ze stawu całą wodę i wybrał wszystkie ryby, ponoć największy szczupak miał ponad 10 kg a w stawie poza szczupakiem nie było innych ryb. To był 1981 rok a pamiętam to wszystko do dziś i choć od tamtego czasu minęło 29 lat nigdy już nie trafiłem na podobne miejsce w moim notesie i kalendarzyku zostały tylko wagi tych szczupaków i dni w których zostały złowione.