Sezon na suma
O tej rybie się marzy, sum fascynuje. Ktokolwiek holował suma na brązowy medal (powyżej 10 kg), ten czarnemu drapieżnikowi poświęci niejedną chwilę. Silurus glanis, sum europejski lub pospolity zlekceważył Europę Zachodnią - naturalną granicą występowania jest Łaba i Bałkany. Trochę sumów zamieszkuje wody Danii, Szwecji i południowej Finlandii.
O sumie ogólnie
Sum jest rybą, której się zazdrości wędkarzom Europy Środkowej i Wschodniej. Trwają próby introdukowania go w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji i Hiszpanii. W angielskiej prasie fachowej można już przeczytać wstrząsające artykuły o złowieniu dziesięcio a nawet piętnastokilowych potworów, w hiszpańskiej rzece Ebro organizuje się nocne maratony sumowe, które cieszą się wielkim powodzeniem, mimo horrendalnego wpisowego. W Hiszpanii wręcz stał się sum problemem i niewiele brakuje, aby uznano go za szkodnika i wydano wojnę na śmierć i życie.
Wędkarze zachodnioeuropejscy organizują wyprawy na sumy do naszej części kontynentu. Obecność tak potężnej ryby w swoich wodach wykorzystują Węgrzy, Bułgarzy, Czesi. My tego nie potrafimy jeszcze robić, choć polskie sumy należą do tych większych, jest ich u nas sporo i wbrew utartej opinii nie są to ryby trudne do złowienia. Jeden warunek - należy odejść od stereotypu nakazującego polować na tego drapieżnika z ciężkim ołowiem dennym, wyłącznie w śródrzecznych dołach i za pomocą żyłek, na których z powodzeniem można suszyć bieliznę.
Mistrzami w połowach sumowych są Ukraińcy, Mołdawianie i Rosjanie - sum ma tam duże znaczenie gospodarcze, dla wędkarzy amatorów jest natomiast tym, czym dla mieszkańców Zachodu karp. Na sumy poluje się tam zgodnie z odwieczną tradycją, z głęboką wiedzą o obyczajach i żerowych przyzwyczajeniach wąsatego drapieżcy. Od kilku lat daje się zauważyć duże zmiany w wędkowaniu w Dnieprze, Dniestrze, Wołdze i w rzekach uchodzących do nich. Na tereny dawnego Związku Radzieckiego dotarł sprzęt i metody połowowe z Zachodu. Nie przyjęto ich tam bezkrytycznie - co często ma miejsce u nas - lecz znakomicie wykorzystano do łowienia w zgodzie z tradycją, miejscowymi obyczajami. Jeszcze osiem lat temu nad Dnieprem spotykałem wyłącznie bambusowe wędki lub pały z pełnego włókna szklanego - dziś widzi się wędziska karpiowe, kije morskie oraz ciężkie spinningi najbardziej renomowanych firm. Proste wędki oczywiście pozostały, ale dużo cieńsze są już żyłki, mniej toporne kołowrotki.
Lubimy spoglądać na Zachód, nie lubimy uczyć się od naszych wschodnich sąsiadów, lecz jeżeli chodzi o łowienie sumów, to właśnie Ukraińcy i Rosjanie są wzorem dla Europy. Poznałem na wschodzie łowców mających na rozkładzie po kilkadziesiąt sumów powyżej 30 kg, po kilka ponad 50 kg i takich, którzy przynajmniej raz przekroczyli bajkową granicę 70 kg. Są to na ogół ludzie, dla których nie istnieją inne ryby - pod tym względem przypominają oni łowców karpiowych okazów. Z tym, że są daleko bardziej samodzielni, elastyczni, wynalazczy - wokół suma nie powstał, jak w przypadku karpia, cały przemysł wytwarzający rozmaite akcesoria, drobiazgi, przynęty, wydający masę specjalistycznej literatury i pism fachowych. Suma więc - moim zdaniem - należy traktować na opak: po nauki zwrócić się na wschód. Okazuje się, że tam traktuje się wąsatego drapieżnika odmiennie niż u nas - na przykład lwia część okazowych ryb łowiona jest pod powierzchnią lub wręcz z wierzchu, na płyciznach czy w pełnym nurcie. Suma szuka się aktywnie i pracowicie - długą spławikówką z brzegu lub krótszą wędką z łodzi. Sumiarz tłucze kilometry wzdłuż rzeki bądź spływa z nurtem, zatrzymując się dopiero po nastaniu kompletnych ciemności. Ale i zasiadki bywają pracowite - wabi się sumy kwokiem lub zwyczajnym słoikiem, często przemieszcza zestaw, a przede wszystkim na krok nie odchodzi się od wędek. Sum co prawda najczęściej zacina się sam, ale wędkarze ukraińscy i rosyjscy uważają, że należy wykorzystać pierwsze kilkadziesiąt sekund po zakłuciu na maksymalne zmęczenie ryby. Ich zdaniem sum, zaopatrzony przez naturę w bardzo unerwioną paszczę, tuż po wniknięciu haka we wrażliwą skórę wpada w panikę, doznaje szoku tak znacznego, że znane są przypadki wyholowania dwudziestokilowej ryby w kilkanaście sekund.
Zesztywniał - mawiają i natychmiast po szerokim zacięciu bardzo szybko zwijają żyłkę. Nawet jeśli nie uda się pierwsza próba lądowania, to rybi atak spod nóg wędkarza będzie dla niej dużo bardziej męczący, mniej "przemyślany", podszyty paniką. Zasadą holu jest to, by wykorzystać każdą chwilę osłabnięcia, rezygnacji do przyciągnięcia ryby.
Zaskakuje sposób podawania przynęty - okazuje się, że niesłuszna jest opinia o toporności wschodniego wędkarstwa. Jeśli łowi się z dna, nigdy nie stosuje się ciężarków większych niźli wymaga tego potrzeba. Często pęk pijawek czy żaba utrzymywane są w miejscu przez piętnastogramową gruszeczkę. Możliwe jest to dlatego, że wędkarze ukraińscy i rosyjscy na miejsce swoich nocnych zasiadek wybierają płycizny, rozległe płanie za główkami i cyplami oraz okolice bliskie brzegu. Pamiętam, jak kilka lat temu Walery Sirewicz zabrał mnie na nocną zasiadkę nad Prypeć - pierwszy zmontowałem gruntówkę i posłałem pęk rosówek na rzekę, ile się dało od brzegu...
Artykuły zacytowany, napisany przez Jacka Jóźwiaka,
więcej na stronie www.wcwi.eu